Składanie szafy z miliona części ;)
Wczoraj z mężem chciałam złożyć szfę do przedpokoju - cztery niewinnie wyglądające płaskie paczki. Myślałam, że w 2-3 godz. się nam uda ;) Mąż porozcinał kartony i wyciągnął kilkanaście drewnianych części, do tego ze 300 elementów drobnicy!!!!! Na szczęścia moja druga połowa nie należy do nerwowych osób i spoooooookojnie, z rysunkiem w ręku zaczęła ustalać plan działania Ani się obejrzeliśmy, a godzina zeszła na jej rozpakowanie i poukładanie "numekami" największych części. Potem mąż stwierdził, że chyba nie damy rady, bo woli z bratem, a w ogóle to nie ma wkrętaka ani młotka.... Ble, ble, ble...... Nie po to zaangażowałam babcię do pilnowania dzieci, żeby teraz sobie odpuścić W garażu znalazłam wkrętak (nawet dwa), zamiast młotka przyniosłam siekierkę do drewna i kazałam wbijać bolce drugą stroną. Pomogło i wziął siedo roboty. Po trzech godzinach mój posprzątany do przeprowadzki salon wyglądał tak ( druga część pokoju w identycznym stanie):
Efektem jego pracy okazał się spód szafy - dzisiaj będziemy skręcać resztę ;)